01 marca 2007

Blogowe przeprowadzki

Witajcie,

zacznę od najważniejszego: mój studencko-wiedeński blog kończy ERASMUSową dzialnośc i zmienia profil po 4 miesiącach wiedeńskich przygód. Od teraz moje kolejne perypetie będziecie mogli śledzic na Miss Brownie Presents. Ten nowy, dwujęzyczny blog będzie poświęcony głównie temu co mnie akurat zaskoczyło, zdziwiło, zachwyciło, zasmuciło, zbulwersowało lub zaintrygowało, czyli wrzechstronny blog dla ludzi których interesuje zbyt wiele rzczy dla ich własnego zdrowia psychicznego. Miejsce nadawania: Reading, UK.

Dzięki za czytanie i do ułyszenia w nowym wcieleniu.

Skrzat

25 lutego 2007

Inż. Skrzat

Tak jest proszę Państwa. Chwila długo oczekiwana nadeszła i od piątku jestem oficjalnie zatytułowana pani Inżynier Anna K. Dopiero druga w rodzinie, po mamie. A co! Oj smutno mi się zrobiło niebotycznie, gdy oddawałam moja kochaną legitkę studentki PG w dziekanacie. Ile ona przeżyła, ile ja przeżyłam. W takich momentach nadchodzi czas podsumować, rozliczeń i nostalgii.

Ale nie dam się!

Przede mną nowe wyzwania, nowe przygody i nowi ludzie! Naprzód!

Paulo Coelho napisał kiedyś:

"Kiedy czegoś gorąco pragniesz,
to cały wrzechświat
sprzyja potajemnie
twojemu pragnieniu".


Kochany Wszechświecie, to jak będzie? Myślę, że się dogadamy: ty zwołasz ekipę pomagaczy, sypniesz Euro albo funtem, na ewentualnych przeszkadzaczy nalożysz jakieś bardzo wysokie podatki za szkodliwośc społeczną, a ja będe dalej podążać jak podążam, i jakoś się to wszystko potoczy do przodu... mam racje?! :D

PS.Powyższa fotka pochodzi z balu Politechniki Wiedeńskiej w Hofburgu (Wiedeń). Autor: Marta D. (Martuś dzięki za to zdjątko!), Charakteryzacja: Ania F. (no masz Waflu bo mi żyć nie dasz!) :>

18 lutego 2007

Ludzie blogi piszą....

...jak donosi gazeta "Sukces" numer zeszłomiesieczny. Notabene "straszny kał" (patrz kabaret "Lachony"). I oto za pisanie blogów zabrali się między innymi politycy, dziennikarze i gwiazdy. No patrzcie a mi, naiwniaczce do n-silnia nawet przez myśl nie przeszło, że te niewinne internetowe dzienniki można wykorzystać do propagandy na rzecz własnej partii kosztem wszystkich innych, donoszenia o ostatnich ploteczkach z życia gwiazd, oraz dementowania tychże ploteczek przez rzeczone gwiazdy. Interesujące nieprawdaż? :) Ma to służyc, jak to podaje gazeta, "kreowaniu wizerunku". Szczerze wątpię tylko w prawdziwość takiego wizerunku stworzonego na podstawie rzucania oszczerstw. No ale cóż, widocznie brak umiejętności politycznych mojej skromnej osoby nieodwracalnie rzutuje na zdolność pojmowania rzeczywistości :P

Udaję sie więc w Mój Wymiar: do łóżeczka z kawuuusią i książeczką. Tym razem domowa biblioteka poleca " (dla zainteresowanych: Stefan Zweig "Niecierpliwość serca" - mocno POLECAM!)

PS. Prawie zapomniałam podać małego linkusia do stronki Krysi Jandy. Stronka sama w sobie jest interesująca i ładnie zrobiona, a dziennik tez ciekawy: http://www.krystynajanda.net/

08 lutego 2007

Napisałam piosenkę :)

Wszystko zaczęło się od zdanka na kartce walentynkowej. Kartka miała być Walentynką, ale przecież samej pustej kartki nie wyślę, więc zaczęłam przekopywać te moje szare komórki w poszukiwaniu natchnienia, weny, czegokolwiek. Ożywczej bryzy :). Zdanie na kartce brzmiało 'let the music play" a karteczka sama w sobie była śliczna: z pięciolinią i świeczkami w kształcie serduszek zamiast nut. Kupiłam ją chyba na tydzień przed wyjazdem z Wiednia, bo doszłam do wniosku, że ładniejszej nie dostanę. Myślałam, myślałam aż w końcu olśniło mnie: pięciolinia! Czemu nie napisać piosenki! Ale tu juz pojawiała się pierwsza trudność: brak doświadczenia. Ktokolwiek szukał pracy wie jak istotna może to być przeszkoda ;)

Jak tu zacząć?

W sumie pierwsze zdanie już miałam (Let the music play...), ale co dalej? No widocznie nie wyszłam jeszcze z licealnej wprawy, kiedy lekcje matematyki służyły do rowijania twórczości literackiej, więc w krótkim czasie powtał wiersz anglojęzyczny, 3-zwrotkowy z rymami żeńskimi, parzystymi (że ja jeszcze takie rzeczy pamiętam!). Zaczęłam próbowac dobierać odpowiednie chwyty gitarowe. Najpierw połączenia 2-3 chwytów, potem melodia i proszę: mam pierwszą własnoręcznie napisaną piosenkę. Może slowa nie mają rangi tekstów Agnieszki Osieckiej, a muzyka to nie Mark Knopfler czy Paco de Lucia ale... w 100% coś mojego.

Pasja tworzenia to jedyne w swoim rodzaju uczucie.

Po napisaniu tej piosenki, doszlifowaniu itd. zaczęłam szukać w Internecie czy sa jakieś serwisy i poradniki w stylu "How to write a song?" i oto co znalazłam w jednym z nich:

"There is something magical about songwriting. But how do you know if your song is any good? It can be answered like this: a song that expresses what you feel is a good song, even if no one else thinks so. A song that expresses your thoughts and feelings in a way that reaches other people, helps them feel something deeper or understand something better - that's a really good song!"

A więc zabieram sie za pióro/długopis i gitarę i do dzieła! Pasjo tworzenia: natchnij mnie!

PS. Wszystko byle nie te aerozole, hihihi ;)

02 lutego 2007

Obiecana bajeczka

A oto pierwsza z obiecanych historii, o smoku Lebensmittelringu, w formie skróconej i tektowej. W warunkach tradycyjnych jest ona balladą śpiewaną przy dźwiękach lutni lub w ostateczności - gitary.

Owegu czasu do murów Zakonu zbliżał się już ostatni ze Smoków, straszny Lebensmitterling. Na temat tego Najgroźniejszego Z Groźnych napisano aż dwa skrypty w połowicznie zaledwie rozumianym, prastarym języku alpejskich górali. Czas przed ostatecznym pojedynkiem się kurczył i już myślano, że nic nie zdoła ocalić dwóch czlonkiń Zakonu Wspaniałej Anny od strasznego starcia. Gdy o poranku dnia poprzedzającego krwawą rozprawę, Anna Mądra wyciągnęła kartę odbytych bitew. A nie były to pojedynki bez znaczenia. Tu srogi Rycerz Fantazjomentrus ze swoim kompanem, równie tęgim rycerzem Cecilem de Solarusem, tam Czarownica Aneta Barszcz, pani Wiatrów, Burz i Danych Satelitarnych. Nie wspominając o królu Puksjuszu i jego przyjacielu Janie z dalekiego i zimnego królestwa Aberdeen, którzy bez rozlewu krwi ulegli urokowi Wspaniałych Ań i pisemne na tego dowód oświadczenie zlożyli. Ale o tym innym razem.

W sumie pojedynków było już sześć, a każdy inną wartość miał przed oczami Komisji Kontroli Gier i Pojedynków Dosłownych, dlatego ciężko było poprawnośc tychże wyników sprawdzić. Wiadomo było jedno: by załapać się na zaliczenie praktyk zakonnych w murach tegoż zamczyska każda z członkiń Zakonu musiała zdobyć trzydzieści punktów mocy tajemnej w szrankach i pojedynkach, odbytych celem szlifowania wiedzy zdobytej.

Ale w księdzę cos się nie zgadzało, a punktów o Bogowie! było więcej niżli można było się spodziewać. Anna zawołała w końcu swoją imienniczkę Annę ze starożytnego rodu Skrzatów Kutoldowych, aby razem z nią postarała się rozwikłać ta zagadkę. "Podejdź tu Anno, patrz i licz". Również drugiej Annie liczby wydawały sie niewłaściwie. Ale gdzie tkwił błąd? "To tajemnicza sprawa tchnąca czarną magią!" - stiwerdziły w końcu z rezygnacja. Ale zaraz - czarna magia. W tym tkwiła odpowiedź. To Pojedynek Słowny ze sławnym czarnoksiężnikiem Marinuszem z Italii, ktory to choć ogłaszony za jeden zaledwie punkt, ze względu na wysokie ryzyko uszczerbku na zdrowiu psychicznym policzony został za dwa punkty więcej. Po wnikliwej kalkulacji okazało się, że moc tajemna każdej ze Wspaniałych Ań wynosi już trzydzieści i jeden i przewyższa możliwości smoka Lebensmitterlinga, choć był on Najgroźniejszy z Groźnych.

Oparły sie mury twierdzy podmuchom jego ognia, pamięć o nim zrzucona została z wysokości murów obronnych na samo dno fosy a karty skryptów zadrukowane innymi historiami o smokach, rycerzach i czarodziejach.

Tu kończy sie bajeczka o smoku Lebesmitterlingu i Annach Wspaniałych, a ja życzę Wam dobrej nocy i mocno kolorowych snów :)

I nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła czegoś "na przekór konwencji" :P


29 stycznia 2007

Sesja jest jak....no dobra wiadomo, że do dupy jeża!


Oh, opindalałam się widzę ostatnio równo, żadnych nowych postów i wogóle cisza literkowa. Czy komuś zrobiło się wogóle smutno z tego powodu? Retoryczne pytanie na które z definicji autorka nie spodziewa się dostać odpowiedzi :P

Ale to nie tak, że sie nic nie działo - wręcz przeciwnie. Właściwie to tyle, że czasu nie było między "dzianiem się" tych rzeczy, a nauką do egzaminów. Bo w końcu mimo, że niektórzy pomyślą i/lub powiedzą: "Przecież ERASMUSI nic nie robią" (niech no ja dorwę notabene autora tego twierdzenia) to my mamy rączki, główki i kolorowe zakreślacze pełne roboty. I na przykład teraz ostatnie już miejsce na tapecie zajmuje (uwaga!uwaga!): "Biochemie und Lebensmitteltechnologie" .... RATUUUUUNKUUU!

Ale pomyślmy o przyjemniejszych rzeczach, np. co właściwie działo się w tym niezwykle klimatycznie ciepłym miesiącu...Chyba wszystko zaczęło się od urodzin Agaty. W tydzień później układ planet i gwiazd w znaku Koziorożca przygnał moje urodzinki, które niczym kawawana prowadziły nas przez kolejne zakątki knajpowego Wiednia by tryumfalnie dotrzeć do Wielkiej Oazy, o szumnej nazwie - Empire. Następnie... wieczorne lody Zanoni&Zanoni i to w krótkim rękawku, pod hasłem przewodnim: poskramianie zimy co nie przyszła :P I oczywiście honorowe miejsce - bal w Hofburgu. Żeby nie było niedomówień - taki PRAWDZIWY bal: z walcami, kadrylami, fokstrotami, wielką galą, orkiestrą i dygnitarzami Wiednia i Technische Universitat (TU). Z paniami w długich sukniach wieczorowych, panami w muchach i frakach. Ojej, ale teraz to jak jeszcze dodam do listy nocny spacer po ośnieżonym Wiedniu to już chyba nie zrobi aż takiego wrażenia, prawda?

Ale ciocia Skrzat idzie teraz spać, a o czarodziejskim balu, złym smok Lebensmitellingu, Lidze Uroczej Anny, tajemniczym rycerzu Branko, królu Puksjuszu oraz jego zaufanym przyjacielu Janie i innych wydarzeniach dunajkowych opowie może innym razem.

Dobranoc Wszystkim Życzę!

19 stycznia 2007

VAT + 1

No tak, kiedyś musiał nastać taki dzień, kiedy Skrzat z podwójnie dwójkowanej stał się "VAT + 1". Zastanawiam sie tylko jak długo można tak określać swój wiek...no "VAT+3" to jeszcze ujdzie, ale na przykład "VAT+17"... hhmm trzeba pomyśleć o jakimś skomplikowanym rebusie lub innym zawikłaniu prawdy :DBuziaczki dla wszystkich, którzy dzielą bolączkę upływającej wody w strumyku- główki do góry! Co prawda szaleje orkan i deszcz, ale jutro znów zaświeci słońce. I może tak pięknie, jak jeszcze nigdy dotąd...

...jak śpiewał Dżem:
"Chwila która trwa,
może być najlepszą z twoich chwil
Najlepszą z twoich chwil.."

09 stycznia 2007

Humor zeszytów wiedeńskich :)

...czyli zasłyszane na wykładzie z przedmiotu na którego dźwięk mam ciarki bo brzmi: "Industrial Management". Ale pan Marini (nie mylić jak ja z Martini :P) jest absolutnie BOSKI i tylko żałuję, że nie rozumiem więcej z jego żarcików. No ale przebrnąć przez jego austriacko-niemiecki z wiedeńskim dialektem nie jest łatwo.

Ale do rzeczy. Oto dzisiejsza Rewelacja Miesiąca by Profesor Marini

" Które samochody należy kupować?

W Austrii najlepiej te po 3 latach, bo wszystko co dotąd nie działało zostało już naprawione, samochód nie jest już świeżynką, żeby wszyscy go na gwałt kupowali a jeszcze nie zdezelowaną chawetą, którą człowiek boi się w miasto wypuścić.

A w Stanach? Tam to tylko samochody wyprodukowane w środę!
A dlaczego? Bo na początku tygodnia ludzie jeszcze sie nie otrząsnęli bo weekendowych swawolach, a z kolei pod koniec tygodnia już tylko im palma w główkach rośnie i nóżki ustać nie mogą w miejscu na myśl o kolejnych weekendowych swawolach i Bóg wie co oni tam to tych aut wsadzają..." hihihi

I jak tu nie kochać Austriaków...bo Austriacy (powtarzam po raz nie-wiem-który) to nie NIEMCY! :P

07 stycznia 2007

Vienna Sweet Vienna!

Jakie to zabawne uczucie powiedzieć: "Jutro wracam do Wiednia, na stare śmieci" :P Kiedy mówię: "A bo u nas to jest tak i tak" to wtedy druga osoba pyta się: "Gdzie? W Gdańsku?" albo "Gdzie? Na PG?", a ja orientuję się, że mówiąc o swoim/naszym, myślę automatycznie o Wiedniu i tutejszej Alma Mater - TUWien.

I jak przyjechałam dzisiaj wczesnym rankiem na Südbahnhof, zasiadłam w autobusiku (na który nie musiałam czekać milion lat świetlnych bo od razu podjechał) a pan z głośniczka poinformował mnie że: "Nächste Haltestelle: Kellermangasse.
Umsteigen zu der Linien 49A in Richtung: Baumgartner Höhe" poczułam się jak u siebie. Po raz kolejny stwierdzam, że to jest Moje Miasto.

No a teraz po przerwie świątecznej i totalnej labie, byczeniu się przez 3 tygodnie i tak dalej czas zaprząc się do roboty i to natychmiast, bez znieczulenia. Tak że spinam pośladki i dawaj Skrzacie do bojuuuuuu!

BOGUUUUUU!!!

03 stycznia 2007

Norwidowo

Była już Szymborska i Tuwim a mojego Najukochańszego z polskiego wachlarza poetyckiego, Norwida, nie. Cóż za zaniedbanie. Naprawiam niedbałość.

z Promethidiona:

VI. W Weronie

Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu.

Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na rozwalone bramy do ogrodów,
I gwiazdę zrzuca ze szczytu.

Cyprysy mówią, że to dla Juliety,
Że dla Romea ta łza znad planety
Spada-i groby przecieka.

A ludzie mówią, i mówią uczenie
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I-że nikt na na nie nie czeka!


I z lektur szkolnych:

Moja piosnka [II]

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba....
Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą...
Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
"Bądź pochwalony!"
Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej...
Tęskno mi, Panie...

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak - nie za nie,
Bez światło-cienia...
Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie stanie
Przyjaźni mojej...
Tęskno mi, Panie...