Jak nie kradzież komórki, to alarm przeciwpożarowy o 6 rano. Jejku co za koszmarnie wibrujący dźwięk i to niemal pod naszymi drzwiami. Myślałyśmy, że to nam w głowach dzwoni albo że autoalarm, albo alarm przeciwlotniczy. Osobliwe Pidżama Party :D
Jak nie "Czarodziejski flet" z Operze Wiedeńskiej to Ampel Party piętro niżej (Ampel=sygnalizacja świetlna)


Tu należy wyjaśnić skąd osobliwa nazwa tejże imprezy. Otóż każdy 'uczestnik' imprezy (po naszemu: Party Animal) dostaje nalepkę-światełko:
czerwone - dla osób sparowanych z drugą połówką kręcącą się po Wiedniu, tzw. Związkowcy
żółte - 'związki na odległość', czyli Cierpiętnicy
a zielone to wiadomo - dodaj gazu, droga wolna! :)
I jak nie Punch na Weihnachtsmarkcie to Pierogarnia na EuroDinner (potrawy z wszystkich krajów na Politechnice :P ehh to hiszpańskie Tiramisu...).

Jak nie przyjazd dziewczyn z Polonii to umywalka zatkana przez cały weekend denkiem od pudełka na soczewki [sic!]
Do tego: jak nie osobliwy domek zawieszony w niebycie
(Museums Quartiere) to freski w kościele Karlskirche.Tu należy dodać, że dopisało nam szczęście, bo akurat odbywa się tam renowacja i można się wspiąć na samiutką górę i z odległości 1 metra podziwiać malowidła + widok z wieży na Wiedeń. Yupi!
I na koniec: jak nie 8 godzin w labie (po oglądaniu "Love Actually" do 3.30 nad ranem) to wyprawa na Kahlenberg i podziwianie panoramy Wiednia przy widoczności 3 metry[!].
Ehh szalone życie, jak go nie kochać niech mi ktoś powie.
jeśli nie szeregiem natchnionych szaleństw?
Trzeba tylko umieć je popełniać!
A pierwszy warunek:
nie pomijać żadnej sposobności,
bo nie zdarzają się co dzień."
A więc kochane Dziatki: żyjcie barwnie i pozostawcie po sobie niezwykłe wspomnienia.
Ciocia Skrzat







