Ale to nie tak, że sie nic nie działo - wręcz przeciwnie. Właściwie to tyle, że czasu nie było między "dzianiem się" tych rzeczy, a nauką do egzaminów. Bo w końcu mimo, że niektórzy pomyślą i/lub powiedzą: "Przecież ERASMUSI nic nie robią" (niech no ja dorwę notabene autora tego twierdzenia) to my mamy rączki, główki i kolorowe zakreślacze pełne roboty. I na przykład teraz ostatnie już miejsce na tapecie zajmuje (uwaga!uwaga!): "Biochemie und Lebensmitteltechnologie" .... RATUUUUUNKUUU!Ale pomyślmy o przyjemniejszych rzeczach, np. co właściwie działo się w tym niezwykle klimatycznie ciepłym miesiącu...Chyba wszystko zaczęło się od urodzin Agaty. W tydzień później układ planet i gwiazd w znaku Koziorożca przygnał moje urodzinki, które niczym kawawana prowadziły nas przez kolejne zakątki knajpowego Wiednia by tryumfalnie dotrzeć do Wielkiej Oazy, o szumnej nazwie - Empire. Następnie... wieczorne lody Zanoni&Zanoni i to w krótkim rękawku, pod hasłem przewodnim: poskramianie zimy co nie przyszła :P I oczywiście honorowe miejsce - bal w Hofburgu. Żeby nie było niedomówień - taki PRAWDZIWY bal: z walcami, kadrylami, fokstrotami, wielką galą, orkiestrą i dygnitarzami Wiednia i Technische Universitat (TU). Z paniami w długich sukniach wieczorowych, panami w muchach i frakach. Ojej, ale teraz to jak jeszcze dodam do listy nocny spacer po ośnieżonym Wiedniu to już chyba nie zrobi aż takiego wrażenia, prawda?
Ale ciocia Skrzat idzie teraz spać, a o czarodziejskim balu, złym smok Lebensmitellingu, Lidze Uroczej Anny, tajemniczym rycerzu Branko, królu Puksjuszu oraz jego zaufanym przyjacielu Janie i innych wydarzeniach dunajkowych opowie może innym razem.
Dobranoc Wszystkim Życzę!

