25 lutego 2007

Inż. Skrzat

Tak jest proszę Państwa. Chwila długo oczekiwana nadeszła i od piątku jestem oficjalnie zatytułowana pani Inżynier Anna K. Dopiero druga w rodzinie, po mamie. A co! Oj smutno mi się zrobiło niebotycznie, gdy oddawałam moja kochaną legitkę studentki PG w dziekanacie. Ile ona przeżyła, ile ja przeżyłam. W takich momentach nadchodzi czas podsumować, rozliczeń i nostalgii.

Ale nie dam się!

Przede mną nowe wyzwania, nowe przygody i nowi ludzie! Naprzód!

Paulo Coelho napisał kiedyś:

"Kiedy czegoś gorąco pragniesz,
to cały wrzechświat
sprzyja potajemnie
twojemu pragnieniu".


Kochany Wszechświecie, to jak będzie? Myślę, że się dogadamy: ty zwołasz ekipę pomagaczy, sypniesz Euro albo funtem, na ewentualnych przeszkadzaczy nalożysz jakieś bardzo wysokie podatki za szkodliwośc społeczną, a ja będe dalej podążać jak podążam, i jakoś się to wszystko potoczy do przodu... mam racje?! :D

PS.Powyższa fotka pochodzi z balu Politechniki Wiedeńskiej w Hofburgu (Wiedeń). Autor: Marta D. (Martuś dzięki za to zdjątko!), Charakteryzacja: Ania F. (no masz Waflu bo mi żyć nie dasz!) :>

18 lutego 2007

Ludzie blogi piszą....

...jak donosi gazeta "Sukces" numer zeszłomiesieczny. Notabene "straszny kał" (patrz kabaret "Lachony"). I oto za pisanie blogów zabrali się między innymi politycy, dziennikarze i gwiazdy. No patrzcie a mi, naiwniaczce do n-silnia nawet przez myśl nie przeszło, że te niewinne internetowe dzienniki można wykorzystać do propagandy na rzecz własnej partii kosztem wszystkich innych, donoszenia o ostatnich ploteczkach z życia gwiazd, oraz dementowania tychże ploteczek przez rzeczone gwiazdy. Interesujące nieprawdaż? :) Ma to służyc, jak to podaje gazeta, "kreowaniu wizerunku". Szczerze wątpię tylko w prawdziwość takiego wizerunku stworzonego na podstawie rzucania oszczerstw. No ale cóż, widocznie brak umiejętności politycznych mojej skromnej osoby nieodwracalnie rzutuje na zdolność pojmowania rzeczywistości :P

Udaję sie więc w Mój Wymiar: do łóżeczka z kawuuusią i książeczką. Tym razem domowa biblioteka poleca " (dla zainteresowanych: Stefan Zweig "Niecierpliwość serca" - mocno POLECAM!)

PS. Prawie zapomniałam podać małego linkusia do stronki Krysi Jandy. Stronka sama w sobie jest interesująca i ładnie zrobiona, a dziennik tez ciekawy: http://www.krystynajanda.net/

08 lutego 2007

Napisałam piosenkę :)

Wszystko zaczęło się od zdanka na kartce walentynkowej. Kartka miała być Walentynką, ale przecież samej pustej kartki nie wyślę, więc zaczęłam przekopywać te moje szare komórki w poszukiwaniu natchnienia, weny, czegokolwiek. Ożywczej bryzy :). Zdanie na kartce brzmiało 'let the music play" a karteczka sama w sobie była śliczna: z pięciolinią i świeczkami w kształcie serduszek zamiast nut. Kupiłam ją chyba na tydzień przed wyjazdem z Wiednia, bo doszłam do wniosku, że ładniejszej nie dostanę. Myślałam, myślałam aż w końcu olśniło mnie: pięciolinia! Czemu nie napisać piosenki! Ale tu juz pojawiała się pierwsza trudność: brak doświadczenia. Ktokolwiek szukał pracy wie jak istotna może to być przeszkoda ;)

Jak tu zacząć?

W sumie pierwsze zdanie już miałam (Let the music play...), ale co dalej? No widocznie nie wyszłam jeszcze z licealnej wprawy, kiedy lekcje matematyki służyły do rowijania twórczości literackiej, więc w krótkim czasie powtał wiersz anglojęzyczny, 3-zwrotkowy z rymami żeńskimi, parzystymi (że ja jeszcze takie rzeczy pamiętam!). Zaczęłam próbowac dobierać odpowiednie chwyty gitarowe. Najpierw połączenia 2-3 chwytów, potem melodia i proszę: mam pierwszą własnoręcznie napisaną piosenkę. Może slowa nie mają rangi tekstów Agnieszki Osieckiej, a muzyka to nie Mark Knopfler czy Paco de Lucia ale... w 100% coś mojego.

Pasja tworzenia to jedyne w swoim rodzaju uczucie.

Po napisaniu tej piosenki, doszlifowaniu itd. zaczęłam szukać w Internecie czy sa jakieś serwisy i poradniki w stylu "How to write a song?" i oto co znalazłam w jednym z nich:

"There is something magical about songwriting. But how do you know if your song is any good? It can be answered like this: a song that expresses what you feel is a good song, even if no one else thinks so. A song that expresses your thoughts and feelings in a way that reaches other people, helps them feel something deeper or understand something better - that's a really good song!"

A więc zabieram sie za pióro/długopis i gitarę i do dzieła! Pasjo tworzenia: natchnij mnie!

PS. Wszystko byle nie te aerozole, hihihi ;)

02 lutego 2007

Obiecana bajeczka

A oto pierwsza z obiecanych historii, o smoku Lebensmittelringu, w formie skróconej i tektowej. W warunkach tradycyjnych jest ona balladą śpiewaną przy dźwiękach lutni lub w ostateczności - gitary.

Owegu czasu do murów Zakonu zbliżał się już ostatni ze Smoków, straszny Lebensmitterling. Na temat tego Najgroźniejszego Z Groźnych napisano aż dwa skrypty w połowicznie zaledwie rozumianym, prastarym języku alpejskich górali. Czas przed ostatecznym pojedynkiem się kurczył i już myślano, że nic nie zdoła ocalić dwóch czlonkiń Zakonu Wspaniałej Anny od strasznego starcia. Gdy o poranku dnia poprzedzającego krwawą rozprawę, Anna Mądra wyciągnęła kartę odbytych bitew. A nie były to pojedynki bez znaczenia. Tu srogi Rycerz Fantazjomentrus ze swoim kompanem, równie tęgim rycerzem Cecilem de Solarusem, tam Czarownica Aneta Barszcz, pani Wiatrów, Burz i Danych Satelitarnych. Nie wspominając o królu Puksjuszu i jego przyjacielu Janie z dalekiego i zimnego królestwa Aberdeen, którzy bez rozlewu krwi ulegli urokowi Wspaniałych Ań i pisemne na tego dowód oświadczenie zlożyli. Ale o tym innym razem.

W sumie pojedynków było już sześć, a każdy inną wartość miał przed oczami Komisji Kontroli Gier i Pojedynków Dosłownych, dlatego ciężko było poprawnośc tychże wyników sprawdzić. Wiadomo było jedno: by załapać się na zaliczenie praktyk zakonnych w murach tegoż zamczyska każda z członkiń Zakonu musiała zdobyć trzydzieści punktów mocy tajemnej w szrankach i pojedynkach, odbytych celem szlifowania wiedzy zdobytej.

Ale w księdzę cos się nie zgadzało, a punktów o Bogowie! było więcej niżli można było się spodziewać. Anna zawołała w końcu swoją imienniczkę Annę ze starożytnego rodu Skrzatów Kutoldowych, aby razem z nią postarała się rozwikłać ta zagadkę. "Podejdź tu Anno, patrz i licz". Również drugiej Annie liczby wydawały sie niewłaściwie. Ale gdzie tkwił błąd? "To tajemnicza sprawa tchnąca czarną magią!" - stiwerdziły w końcu z rezygnacja. Ale zaraz - czarna magia. W tym tkwiła odpowiedź. To Pojedynek Słowny ze sławnym czarnoksiężnikiem Marinuszem z Italii, ktory to choć ogłaszony za jeden zaledwie punkt, ze względu na wysokie ryzyko uszczerbku na zdrowiu psychicznym policzony został za dwa punkty więcej. Po wnikliwej kalkulacji okazało się, że moc tajemna każdej ze Wspaniałych Ań wynosi już trzydzieści i jeden i przewyższa możliwości smoka Lebensmitterlinga, choć był on Najgroźniejszy z Groźnych.

Oparły sie mury twierdzy podmuchom jego ognia, pamięć o nim zrzucona została z wysokości murów obronnych na samo dno fosy a karty skryptów zadrukowane innymi historiami o smokach, rycerzach i czarodziejach.

Tu kończy sie bajeczka o smoku Lebesmitterlingu i Annach Wspaniałych, a ja życzę Wam dobrej nocy i mocno kolorowych snów :)

I nie byłabym sobą, gdybym nie wtrąciła czegoś "na przekór konwencji" :P